Idąc
za abba Mojżeszem, egipskim pustelnikiem żyjącym w IV w. możemy porównać nasz intelekt
do młyna, który nieustannie miele jakieś ziarno. Raz lepsze, raz gorsze, to już
w dużym stopniu zależy od nas, od jakości wrażeń i myśli, jakich swej całości
psycho-fizycznej dostarczamy. Przy czym ma ten młyn taką cechę szczególną, że
nie może przestać mielić. A ziarna dobrej jakości – o ile w ogóle jest dostępne
– nie wystarczy na długo, gdyż jest rzadkie i jego zdobycie dużo kosztuje.
Proces
skojarzeń toczy się w nas nieustannie. Nie ma sensu próbować go powstrzymywać,
choć zapewne niejednego nachodzi taka pokusa po przeczytaniu jakiejś książki
dotyczącej jogi (którą Cyboran w swoim wybitnym przekładzie „Jogasutr”
Patańdżalego określa mianem „powściągnięcia zjawisk świadomościowych”). Skojarzenia
produkowane są przez specjalnie do tego celu istniejący w nas aparat, który
często zdarza nam się mylić z umysłem. Tymczasem naszego prawdziwego – wyższego
– umysłu w życiu codziennym nie używamy wcale. Tak naprawdę, we współczesnych
warunkach ludzkiej egzystencji, ów prawdziwy umysł skazany jest niejako na
zejście do podziemia. Zazwyczaj nie może działać w nas bezpośrednio, gdyż już
we wczesnym dzieciństwie tracimy z nim kontakt. Jedyne, co mu pozostaje, to komunikować
się z nami za pośrednictwem nieświadomości. Myślę, że wystarczy chwilę uczciwie
pomyśleć nad tym faktem, aby uświadomić sobie, jak chora i postawiona na głowie
jest sytuacja, w której przyszło nam egzystować.
Intelekt
jak już się rzekło to maszyna. Jej zadaniem jest segregowanie odbieranych wrażeń
i przetwarzanych wiadomości, nadawanie etykietek, wiązanie ich ze sobą (to
właśnie jest proces skojarzeń), gromadzenie danych. Do tego służy i tę pracę
wykonuje zazwyczaj doskonale. Problem jednak polega na tym, że z braku w nas
prawdziwego umysłu (z którym gubimy relację i kontakt bardzo wcześnie w
dzieciństwie), intelekt przejmuje jego funkcje. Rzecz jasna nie jest w stanie
ich spełniać, dlatego nietrudno ujrzeć w tym niczym nieuzasadnioną uzurpację. Wiadomo
jednak – natura nie znosi próżni.
Intelekt
nie potrafi myśleć. Cóż więc będzie robił, starając się przejąć na siebie
funkcje nieobecnego w nas umysłu? Zacznie kojarzyć ze sobą różne etykiety w
sposób czysto powierzchowny, tworząc ogromną ilość mniej lub bardziej
dorzecznych kombinacji. Tak samo będzie ze sobą łączył wydzielone z większych
całości fragmenty zmagazynowanej w nim wiedzy, informacje, czy dane zmysłowe. Na
koniec całej tej skojarzeniowo-myślowej magmie spróbuje nadać pozory tworu
spójnego logicznie. Łatwo prześledzić ten mechanizm w jakiejkolwiek teorii
spiskowej, kiedy rozłoży się jej składowe na czynniki pierwsze, prześledzi jak
w całkiem dowolny sposób były ze sobą łączone wycięte z kontekstu kawałki
informacji, a następnie spajane na nowo w przypominającą kolaż kombinację. To przykład
skrajny, dzięki niemu łatwiej ten mechanizm w ogóle zauważyć i zrozumieć. Gdybyśmy
jednak w taki sam sposób spróbowali obiektywnie przeanalizować własne sądy, dajmy
na to takie, które determinują nasze zachowanie wobec innych osób, jestem pewien,
okazałoby się, że powstawały w sposób identyczny do opisanego wyżej.
Ach,
jakże niewygodna jest świadomość tego, jak to w nas działa. Jak wiele jesteśmy
w stanie poświęcić, żeby tylko być w stanie tego nie dostrzegać, nieprawdaż?