Wykonałeś
jakąś czynność kilka sekund temu. Na przykład umyłeś zęby. Wiesz o tym. Ale nie
pamiętasz. Nie masz konkretnego wspomnienia. Ale wiesz, że je dopiero co myłeś – czujesz w ustach świeży smak pasty.
Zakładasz więc, że to zrobiłeś. Być może za moment usłużna maszynka intelektu
spreparuje odpowiednie wspomnienie. Będzie mgliste, pozbawione jakichkolwiek
zmysłowych elementów, ale będzie. Uratuje twoje złudzenie bycia świadomą osobą
przed nieprzyjemną konfrontacją z pewnym niewygodnym faktem: nie potrafisz
pamiętać siebie. Nie ma cię w tym, co robisz przez większą część twojego życia.
Nie istniejesz.
Moja babcia,
kiedy była już bardzo wiekową osobą, zaczęła mieć wspomnienia ze zdarzeń, w
których nigdy nie mogła uczestniczyć. Pamiętam, że dziwiło to i drażniło mojego
ojca. Ale tak naprawdę zadziałał w niej ten sam mechanizm, który działa w nas
przez całe życie.
Często wiemy,
że coś zrobiliśmy – wynika to z naszej wiedzy o przeszłości – ale nie pamiętamy tego. Mamy jakieś mgliste niby
wspomnienia, ale gdyby ktoś nas zapytał na przykład jak byliśmy ubrani tego
dnia albo jaka była pogoda, nie potrafilibyśmy odpowiedzieć. W stanie hipnozy
owszem bylibyśmy sobie w stanie opisać każdy detal tamtej sytuacji, włącznie z
tym, jakie słowa kto powiedział w którym momencie, jak wyglądała przestrzeń,
gdzie co stało itp.
O co
tutaj chodzi? Skoro te wspomnienia są zmagazynowane gdzieś w mojej świadomości,
czemu nie mam do nich dostępu (albo inaczej – do jednych nielicznych mam, a do
innych – bardziej licznych – nie mam?).
Po kolei.
Te wspomnienia,
które są prawdziwymi wspomnieniami, te, które wciąż są w nas czymś żywym, tak
że potrafimy przywołać nie tylko fakty z przeszłości, ale również kolory,
smaki, zapachy – i to z całą intensywnością ówczesnego ich doświadczenia –
dotyczą najczęściej dzieciństwa. Dlaczego?
Pamiętamy
te momenty, w których że tak powiem byliśmy obecni w sobie. Byliśmy świadomi. A
takich momentów mamy w życiu bardzo niewiele. A jeśli już mamy, to najczęściej
wiążą się z dzieciństwem, kiedy nie do końca jeszcze staliśmy się dobrze
wytresowanymi automatami.
Co więc
się dzieje przez pozostałą część naszego funkcjonowania? Ciekawe pytanie,
prawda? Można je sformułować jeszcze bardziej dobitnie: „Gdzie jestem, kiedy
mnie nie ma?”