W pewnej
tradycji powiada się, że prawdziwie kogoś zrozumieć to tyle, co się z nim
zgodzić. W pierwszym momencie takie stwierdzenie może się wydać absurdalne. Pojawia
się masa obiekcji: jak to, mam się zgodzić z X-em, tym idiotą? Mam mu
przytaknąć, kiedy sadzi swoje głupoty? Albo: przecież Y nie wie, o czym mówi. To
dyletant, nieświadomy swojej ignorancji. Przykłady można by mnożyć w
nieskończoność.
Jak zwykle
jednak, zanim zaczniemy wydawać gotowe sądy na temat innych, należałoby zacząć
od siebie. Dlaczego uważam X-a za idiotę, zaś Y-ka za dyletanta? Może po prostu
dlatego, że myślą inaczej niż ja? Czyli – jeśli się nad tym głębiej zastanowić –
milcząco zakładam jako oczywistość, że tylko ja myślę „właściwie” i każdy, kto
mojego sposobu rozumowania nie podziela, z założenia się myli. I na czym właściwie
opiera się takie założenie? Na logicznych przesłankach? Nie, wyłącznie na moim
zadufanym w sobie „ego”.
Rozumienie
drugiej osoby nie jest procesem, w którym punkt wyjścia stanowię „ja”. Wręcz przeciwnie.
Ono zaczyna się właśnie w tej drugiej osobie, w moim wysiłku przeniknięcia do
jej wnętrza. To jest początek, bez tego nic nie będzie możliwe. Próbuję wczuć
się w drugiego człowieka, nie przyjmując tej zwodniczej perspektywy, która tak
często powoduje we mnie złudzenie, że przecież wiem doskonale, co się w nim
dzieje, bo go „znam”.
Nie wiem
nic. A to, co myślę, że „znam”, to jedynie moje projekcje – często własne wady,
które jestem w stanie dostrzec tylko na zewnątrz, w innej osobie.
Tak więc
nic nie wiem. Nic nie zakładam z góry. Zaczynam badać, obserwować: „Dlaczego
powiedział to, co powiedział?” „Z jakich emocji wynikają te słowa?” „Jakie
doświadczenie spowodowało takie a nie inne słowa, działania, reakcje?”
I wtedy
czasem wydarza się taki rzadki moment, kiedy zaczynam r o z u m i e ć. Kiedy na
krótką chwilę udaje mi się przeniknąć do czyjegoś wnętrza i odczuć wszystko,
tak jak odczuwa ta osoba. Zobaczyć rzeczy jej oczyma. Zobaczyć s i e b i e jej
oczyma.
I wtedy znikają wszystkie z góry
założone „oczywistości”. Co pozostaje? Dwie ludzkie istoty naprzeciwko siebie.