środa, 12 września 2012

Granice


            Ciekawym paradoksem jest fakt, iż wszelki rozwój możliwy jest przede wszystkim dzięki powstrzymującym go ograniczeniom. Aby bowiem doskonalić się w jakiejkolwiek dziedzinie muszę pokonywać hamujące mnie granice. Weźmy pierwszy lepszy przykład: rozciąganie mięśni. Załóżmy, że zacząłem praktykować jogę i uświadamiam sobie, jak bardzo nierozciągnięte jest moje ciało, przez co większość asanów okazuje się dla mnie niemożliwa do wykonania. Postanawiam więc, że będę codziennie się rozciągał, wykonując odpowiednie ćwiczenia. Pierwszą rzeczą, jaką muszę zrobić, jest precyzyjne określenie tego, do jakiego stopnia w obecnej chwili są rozciągnięte moje mięśnie. Czyli ustalam, jaki kąt rozwarcia nóg jest osiągalnym dla mnie maksimum, jak blisko kolan mogę przyciągnąć klatkę piersiową, nie zginając ich itd. Następnego dnia, rozciągając się próbuję przesunąć te granice choćby o pół milimetra. Trochę mocniej rozszerzyć nogi, trochę bliżej przyciągnąć tułów do kolan. W ten sposób właśnie pracuję ze swoimi granicami. Szybko odkryję, że zmieniają się one z każdym dniem. Dziś mogę wykonać głębszy skłon niż wczoraj, w związku z czym wyznaczam sobie nową granicę do pokonania.
            W „Gerontikonie” – zbiorze sentencji Ojców Pustyni oraz krótkich anegdot zaczerpniętych z ich życia, znajduje się między innymi historia mnicha, którego modlitwa miała taką moc, że Bóg spełniał wszystkie zawarte w niej prośby. Pewnego dnia ów starzec poprosił o oddalenie odeń wszelkich pokus. Tak też się i stało. Po kilku dniach naszego mnicha odwiedził inny starzec. Od razu zorientował się, że z jego przyjacielem jest coś nie tak i próbował dociec przyczyny. Gdy usłyszał historię o jego modlitwie i jej skutkach, natychmiast zaczął go namawiać, aby znów się pomodlił – tym razem o przywrócenie pokus. Bez nich bowiem nie ma rozwoju duchowego. Tak też się stało.
            Ta historia pięknie obrazuje wspomniany na początku paradoks.
            Nasze podejście do kwestii ograniczeń znamionują zazwyczaj dwie postawy: albo rezygnacja z jakiejkolwiek próby ich przekroczenia albo forsowanie czegoś na siłę bez uwzględniania ich istnienia. Obie opcje są równie jałowe. W pierwszym wypadku używamy świadomości istnienia granic jako wygodnego pretekstu, który usprawiedliwia naszą pasywność. W drugim udając, że nie istnieją możemy zrobić krzywdę sobie lub innym.
Wracając do przykładu z rozciąganiem. Mówiąc sobie, że nie ma sensu się rozciągać, bo ledwo mogę pochylić kręgosłup do przodu bez zginania kolan, w związku z czym nie mam co marzyć o dotknięciu kolan klatką piersiową, nie biorę pod uwagę możliwości pracy z ograniczeniami mojego ciała. Dziś moje maksimum jest takie i takie, ale jutro lub pojutrze będzie już o milimetr większe. Przy regularnym ćwiczeniu postępy będą widoczne bardzo szybko. Z kolei nie zwracając uwagi na ograniczenia, na przykład podczas pierwszej próby rozciągania od razu forsując coś, co wykracza poza możliwości moich mięśni na dziś dzień, łatwo mogę je nadwyrężyć, a nawet zerwać sobie ścięgno.
Słowem zawsze najpierw należy zadać sobie pytanie: jakie są moje ograniczenia w tym konkretnym momencie. Następnie zaś spróbować je przekroczyć. Choćby o setną część milimetra. I pamiętać, że granica, na której zatrzymałem się dziś, jutro będzie punktem wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz