Przyzwyczailiśmy się postrzegać siebie jako istoty
niezależne, dokonujące świadomych wyborów, podejmujące własne decyzje i
działające zgodnie z wolną wolą. Jednak czy nasze codzienne doświadczenie
potwierdza taki stan rzeczy? Przyjrzyjmy się uważniej naszym reakcjom i ich
naturze. Jak reagujemy i jaki jest związek pomiędzy naszą reakcją, a wynikłymi
z niej zachowaniami?
Wyobraźmy sobie dla przykładu następującą sytuację: od
paru dni chodzę do pracy ze świadomością, że szykują się redukcje etatów i
jestem na liście ludzi do zwolnienia w pierwszej kolejności. Wracam do domu i
moja partnerka podniesionym głosem wyraża pretensję o coś, co miałem zrobić, a
czego nie zrobiłem. Zaczynam krzyczeć na nią, nasz prowadzony podniesionymi
głosami dialog przeradza się szybko w awanturę, w efekcie czego do końca dnia
nie odzywamy się już do siebie. Potem żałuję tego, uświadamiam sobie, że
rzeczywiście, obiecałem to zrobić już dwa tygodnie temu, ale byłem tak przejęty
sytuacją w pracy, że całkiem wyleciało mi z głowy. Czuję się źle, widzę, że jej
też jest ciężko, tak naprawdę żadne z nas nie chciało wywołać tej awantury. Co
zatem się stało? Czy nasz konflikt był efektem mojego lub jej świadomego
wyboru? Oczywiście, że nie. Czy był efektem naszego zaplanowanego działania? Nie.
Czym był w takim razie? Reakcją. A właściwie ciągiem nawykowych mechanicznych
reakcji.
Po pierwsze, reakcją na moją nasilającą się od kilku dni
frustrację i strach przed tym, co może się wydarzyć w bliskiej przyszłości był
stan permanentnego zdenerwowania. Po drugie, podniesiony ton głosu mojej
partnerki zawsze wywołuje we mnie postawę konfliktu, agresji i potrzeby
bronienia swoich racji. Po trzecie, kiedy zaczynamy się spierać, zawsze oboje
okopujemy się na swoich pozycjach i przestajemy słuchać drugiej strony,
skupiając się na celnym wymierzaniu ciosów w postaci zarzutów i wszelkiej maści
argumentów. Po czwarte, zawsze potem przestajemy się do siebie odzywać,
ponieważ oboje mamy tendencję do zamykania się w pancerzu urażonej dumy
własnej.
Reakcja to coś, co następuje automatycznie, bez żadnego
udziału naszej woli. Odpowiedni czynnik wywołuje odpowiednią reakcję. Słynnym
psom Pawłowa podawano jedzenie z towarzyszeniem dźwięku dzwonka. Po pewnym
czasie wystarczył już sam dzwonek, aby zaczęły się ślinić. Tak samo my –
reagujemy natychmiast, tak jak zostaliśmy „wytresowani”. W przykładowej
sytuacji możemy sobie wyobrazić taki jej wariant, kiedy dowiedziałem się
właśnie, że nie zostanę zwolniony z pracy, co więcej dostanę podwyżkę, ponieważ
jak się okazuje, mój szef bardzo mnie ceni, czego nie byłem świadom. Wracam do
domu we wspaniałym humorze, po drodze kupując jeszcze kwiaty dla mojej
partnerki, ponieważ uświadomiłem sobie, jak bardzo mi na niej zależy i jak
niełatwe musi być dla niej życie ze mną. Jednak po przekroczeniu progu
mieszkania od razu zauważam, że coś ją gryzie. Proszę, aby powiedziała mi, co.
Zaczyna mówić o tym, że coraz rzadziej bywam w domu, że zostawiam ją samą ze
sprzątaniem, praniem i wszystkimi pracami domowymi, że nie potrafię okazywać
jej uczuć, że czuje się pozostawiona sama sobie i nieszczęśliwa. W miarę jak
mówi, ton jej głosu staje się coraz bardziej podniesiony, aż w końcu ku
własnemu zdziwieniu widzę siebie, jak krzyczę na nią, broniąc się, podnosząc
własne zarzuty i tak dalej.
Myśląc o tej sytuacji mam ochotę powiedzieć sobie:
„Zdenerwowałem się.” Ale czy naprawdę j a się zdenerwowałem. A może raczej
zdenerowawanie pojawiło się we mnie? Czy było ono moim wyborem? Nie, nie było.
Czy to, że przyczyniłem się do powstania kolejnej awantury były świadomym
działaniem? Oczywiście, że nie. Co więc tak naprawdę się stało? Moje nawykowe
reakcje przejęły kontrolę nade mną. Sprawy potoczyły się niejako bez mojego
udziału. Potoczyły się błyskawicznie, nie dając m i czasu na zareagowanie. Mój
nawyk zareagował, mój mechanizm obronny zareagował, nie ja.
Gdybym był w stanie powstrzymać natychmiastową, nawykową
reakcję, miałbym czas na to, aby wybrać zachowanie, które uznałbym za właściwe
dla danej sytuacji. Być może zupełnie inne niż to, które wyzwoliło się we mnie
pod wpływem mechanicznej reakcji. Umiejąc się powstrzymać przed reagowaniem,
potrafiąc spojrzeć na sytuację z boku, na spokojnie, jestem w stanie zdobyć
sobie odrobinę prawdziwej wolności – wolności wyboru, co zrobić, wolności działania
zgodnego z tym wyborem, wolności nie reagowania. Wydaje się to może proste, ale
tak naprawdę jest to wielki cel i praca na całe lata. A pierwszy krok na drodze
ku temu to – umieć zobaczyć reakcję jako reakcję, nie zaś działanie, którym
wydaje się ona być. Zobaczyć. Najlepiej dokładnie w tym momencie, w którym się
wydarza. I to już naprawdę będzie coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz