poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Związki


            Jesteśmy tak skonstruowani, że żyjąc samotnie zwykle czujemy się niepełni, odczuwamy brak równowagi. Z drugiej strony, patrząc po własnym doświadczeniu, czy też rozglądając się wśród znajomych, nietrudno zauważyć, że szczęśliwy, dobrze dobrany związek, który nie powodowałby unieszczęśliwiania którejś ze stron bądź obu, to coś niezwykle rzadko spotykanego, raczej wyjątek niż reguła.
            To, że decydujemy się stworzyć z kimś związek rzadko bywa naszą świadomą decyzją. Decyduje raczej kontekst sytuacji, dominujące w nas w danej chwili pragnienie, cały skomplikowany splot czynników najróżniejszego rodzaju. Nawet gdybyśmy chcieli zweryfikować, czy z daną osobą mamy szansę na zdrową i spełnioną relację, nie dysponujemy żadnymi narzędziami, które by nam to umożliwiały (poza mglistą intuicją, którą i tak zazwyczaj ignorujemy).
            Wiążemy więc swoje życie z drugą osobą pod wpływem uroku jednej chwili, strachu przed samotnością lub zmysłowego pożądania, które notorycznie myli nam się z uczuciem. Trudno się dziwić, że szansa na powodzenie takiego przedsięwzięcia waha się na granicy błędu statystycznego.
            W jaki sposób można by przynajmniej częściowo zweryfikować stopień dopasowania i możliwość ewentualnego „dogrania się” z daną osobą już na bardzo wczesnym etapie znajomości?
            Każdy związek funkcjonuje na trzech różnych płaszczyznach, które choć w ideale powinny się uzupełniać, mają tendencję do tego, by działać całkiem niezależnie, często pozostając względem siebie w sprzeczności.
            Pierwsza z nich to płaszczyzna erotyczna. Jeżeli działa ona jak należy, oznacza to, że między dwojgiem ludzi istnieje przyciąganie, to co potocznie nazywamy „chemią”. Dwie osoby działają na siebie jak magnes, ich ciała lgną do siebie, spragnione swojej bliskości, ciepła i dotyku.
            Druga z nich to wymiar emocjonalny relacji. Czy czuję coś do drugiej osoby, czy jej obecność pobudza moje wewnętrzne odczucia do życia? Jeżeli ten aspekt działa prawidłowo, przebywanie z drugą osobą oznacza nieustanny ruch moich emocji, krążących wokół niej. Pragnę przebywania z nią, potrzebuję jej bliskości, bo czuję się wtedy bardziej żywy, intensywniej niż zwykle odczuwający wszystko wokół i wewnątrz.
            Trzecia wreszcie płaszczyzna to poziom wzajemnego porozumienia. Nie chodzi wyłącznie o komunikację, chodzi o coś więcej. O możliwość zrozumienia. Nie wystarczy sama chęć –choć bez niej w ogóle nic nie będzie możliwe. Jeżeli ja i moja partnerka naprawdę do siebie pasujemy, to będziemy w stanie zrozumieć nawzajem swój wewnętrzny świat, coś co zazwyczaj jest szczelnie zamkniętym królestwem, gdzie każdemu poza jego właścicielem niezwykle trudno jest się dostać. Będę w stanie zrozumieć jej potrzeby, będę wiedział na jakie ukryte źródła w jej życiu psychicznym wskazują różne zewnętrzne objawy. A co ważniejsze, będę potrafił opowiedzieć jej o tym, co dzieje się we mnie, w moim wnętrzu i będę czuł, że zostałem zrozumiany, że ona naprawdę wie, o czym ja mówię, jak nieskładnie by mi to wychodziło (bo takie rzeczy akurat bardzo trudno jest zwerbalizować, a jeśli już to wyłącznie przy pomocy trudnych do odszyfrowania metafor i symboli).
            Z reguły dzieje się tak, że działa jeden wybrany aspekt, bardzo słabo zaś lub w ogóle pozostałe. Ewentualnie jako tako funkcjonują dwa, za to trzeci nie funkcjonuje wcale. Oczywiście, ideał polega na tym, aby harmonijnie współdziałały ze sobą wszystkie trzy, ale – jak zapewne domyślają się już wszyscy moi czytelnicy – jest to zdecydowanie wyższa szkoła jazdy.
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz