poniedziałek, 6 maja 2013

Intelekt a umysł


                Mamy w sobie dwie bardzo różne  funkcje, które notorycznie mylimy ze sobą, żyjąc w przekonaniu, że są tym samym. Na swój własny użytek staram się je rozdzielać w moim myśleniu nazywając jedną z nich intelektem, drugą zaś umysłem.
Pierwsza z nich służy do gromadzenia, katalogowania i udostępniania wszelkich informacji, z jakimi się stykamy. Definicje, tytuły książek, filmów, czy piosenek, imiona, nazwiska, wyczytane wiadomości, teorie, plotki, anegdoty, historyjki, twierdzenia naukowe – można by wymieniać w nieskończoność. Na zasadzie mniej lub bardziej przypadkowych skojarzeń różne informacje łączą się ze sobą, czasem tworząc różne hybrydy będące potem świetnym budulcem dla naszych przekonań i uprzedzeń co do faktów, ludzi, czy siebie samych.
Druga z tych funkcji służy do myślenia. Czym zaś jest myślenie? To dopiero jest pytanie! Oczywiście łatwo pokusić się o taką czy inną intelektualną odpowiedź, ale jaki z niej będzie pożytek? Łatwiej powiedzieć czym myślenie nie jest. Jeśli je porównać z funkcjami intelektu nie jest na pewno erudycją. Nazywanie rzeczy, przyklejanie etykietek, przypominanie sobie wymyślonych już przez innych etykietek – tego w żaden sposób nie można nazwać myśleniem.
Intelekt rości sobie prawo do myślenia, choć nie jest do niego zdolny. Wystarczy obejrzeć jakikolwiek program, w którym dyskutują politycy, celebryci czy inni jeszcze wszechwiedzący eksperci od wszystkiego. Każda ze zgromadzonych tam osób bez zająknienia będzie wypowiadać kategoryczne sądy na tematy powiązane z dziedzinami, z których nie ma żadnej ale to dosłownie żadnej wiedzy.
Szczególnie współcześnie nie jesteśmy w stanie odróżnić erudycji od wiedzy. A różnica między nimi nie jest jedynie różnicą stopnia. Tak naprawdę jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Nie chodzi o to, aby deprecjonować jedno kosztem drugiego. Chodzi tylko o to, aby używać obu tych funkcji właściwie – zgodnie z ich przeznaczeniem.
Aby bardziej wyraziście pokazać różnicę między prawdziwą wiedzą a erudycją, która za nią uchodzi, posłużę się starą historią o abba Pambo. Był to mnich z czasów tak zwanych ojców pustyni, czyli ludzi, którzy po tym jak chrześcijaństwo stało się religią państwową za Konstantyna zaczęli uciekać na pustynię, szukać tam bardziej pogłębionej duchowości i tworząc podwaliny późniejszego monastycyzmu chrześcijańskiego. Byli to częstokroć ludzie prości, jak właśnie nasz Pambo, który nie umiał czytać. Przyszedł on pewnego dnia do bardziej uczonego mnicha, chcąc nauczyć się na pamięć psalmu. Wybór padł na Psalm 39 (38), jednak, kiedy abba Pambo usłyszał pierwszy wers: „Będę pilnował dróg moich, abym nie zgrzeszył językiem” nie chciał już słyszeć dalszego ciągu i odszedł, mówiąc, że wystarczy mu i tego jednego wersu, jeżeli zdoła się go nauczyć w praktycznym życiu. Gdy zaś ów uczony mnich wezwał Pambo ponownie, pytając, dlaczego nie pokazał się przez całe sześć miesięcy, zapytany odrzekł, że wiersza tego psalmu nie wyuczył się jeszcze w uczynkach. Po wielu latach, gdy znajomy zapytał Pambo, czy umie już ów wers, usłyszał następującą odpowiedź: „Przez całe dziewiętnaście lat z trudem nauczyłem się go wcielać w życie.”
Oczywiście z punktu widzenia intelektu ta historia może wydać się absurdalna. Szczególnie w czasach, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do przetwarzania całej masy informacji. Cóż to dla nas przeczytać całą Księgę Psalmów w ciągu jednego dnia, ba, nawet paru godzin? Tylko co nam da taka lektura? Czytanie bez rozumienia, bez prawdziwego rozumienia, samo w sobie jest mało inteligentne.
Prawdziwa wiedza jest czymś praktycznym. To oznacza, że nie jest możliwa bez wewnętrznego wysiłku. Dlatego współcześnie, kiedy przyzwyczailiśmy się szybko osiągać łatwy efekt, powierzchowna erudycja jest czymś znacznie bardziej atrakcyjnym. I tkwimy w tej pułapce naprawdę głęboko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz