Trudno
powiedzieć, skąd to się w naszej kulturze wzięło. Ale wartościujemy,
najczęściej zresztą nieświadomie: ciało jako coś „złego”, niskiego, duszę zaś (cokolwiek
to słowo dla nas znaczy) jako „dobrą”, wyższą etc.
Może to
dziedzictwo pewnych nurtów mistycznych rodem ze starożytnej Grecji, które
znalazły wyraz w ruchu pitagorejskim oraz filozofii Platona. Jak wiadomo szczególnie ta druga w
późniejszych czasach stała się pożywką wielu idei, które do dziś budują nasz
obraz świata. Może – z drugiej strony – „winne” jest chrześcijaństwo, które od
zwalczanych przez siebie skrajnie dualistycznych nurtów gnostyckich przejęło
właśnie ów dualizm? W takim wypadku jednym z większych „winowajców” byłby Augustyn,
który sam początkowo był manichejczykiem i – choć już jako nawrócony członek chrześcijańskiego
kościoła zachodniego zwalczał zażarcie doktrynę manichejską – w głębi duszy
pozostał nim, jeśli chodzi o stosunek do materii, a więc i ciała. Nie da się
ukryć, że każda z tych tradycji, grecka i chrześcijańska, w dużym stopniu
ukształtowały naszą relację z własną cielesnością.
Panujący
aktualnie wszechobecny kult ciała zdawałby się przeczyć tej tezie, lecz tylko
pozornie. Na czym bowiem polega mechanizm współczesnej fascynacji pięknym
ciałem? Czy dowartościowuje on rzeczywiście fizyczny aspekt naszego istnienia? Bynajmniej.
Sprawia jedynie, że postrzegamy własne ciało jako coś zewnętrznego, fasadę,
którą trzeba uczynić atrakcyjną dla wzroku innych. Zostaje ono zatem całkowicie
uprzedmiotowione, a przez to zdegradowane – do roli rzeczy, czy wręcz gadżetu.
W naszej
kulturze ciało postrzegane jest albo jako twór podrzędny i podejrzany
(dziedzictwo podejścia ascetycznego, które nakazywało ciało umartwiać) albo
jako obiekt erotycznego pożądania (gdyby przeanalizować np. reklamy, jakie
codziennie serwuje nam telewizja czy bilbordy, naprawdę ciężko byłoby wśród
nich znaleźć takie, które nie odwołują się do aluzji i skojarzeń o charakterze
seksualnym).
To zdumiewające,
że wszystkie wzorce myślowe, jakim podlegamy od dzieciństwa programują nas na
postrzeganie głównego narzędzia, przy pomocy którego jesteśmy w stanie odbierać
wrażenia oraz uczestniczyć w rzeczywistości, jako czegoś obcego, gorszego, grzesznego.
A przecież – bez niego bylibyśmy co najwyżej bezwładnym kawałkiem materii, bez
odczuć i wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz