czwartek, 6 czerwca 2013

Ciało jako narzędzie pracy nad sobą, cz. 2

                Trudno powiedzieć, skąd to się w naszej kulturze wzięło. Ale wartościujemy, najczęściej zresztą nieświadomie: ciało jako coś „złego”, niskiego, duszę zaś (cokolwiek to słowo dla nas znaczy) jako „dobrą”, wyższą etc.
                Może to dziedzictwo pewnych nurtów mistycznych rodem ze starożytnej Grecji, które znalazły wyraz w ruchu pitagorejskim oraz filozofii Platona.  Jak wiadomo szczególnie ta druga w późniejszych czasach stała się pożywką wielu idei, które do dziś budują nasz obraz świata. Może – z drugiej strony – „winne” jest chrześcijaństwo, które od zwalczanych przez siebie skrajnie dualistycznych nurtów gnostyckich przejęło właśnie ów dualizm? W takim wypadku jednym z większych „winowajców” byłby Augustyn, który sam początkowo był manichejczykiem i – choć już jako nawrócony członek chrześcijańskiego kościoła zachodniego zwalczał zażarcie doktrynę manichejską – w głębi duszy pozostał nim, jeśli chodzi o stosunek do materii, a więc i ciała. Nie da się ukryć, że każda z tych tradycji, grecka i chrześcijańska, w dużym stopniu ukształtowały naszą relację z własną cielesnością.
                Panujący aktualnie wszechobecny kult ciała zdawałby się przeczyć tej tezie, lecz tylko pozornie. Na czym bowiem polega mechanizm współczesnej fascynacji pięknym ciałem? Czy dowartościowuje on rzeczywiście fizyczny aspekt naszego istnienia? Bynajmniej. Sprawia jedynie, że postrzegamy własne ciało jako coś zewnętrznego, fasadę, którą trzeba uczynić atrakcyjną dla wzroku innych. Zostaje ono zatem całkowicie uprzedmiotowione, a przez to zdegradowane – do roli rzeczy, czy wręcz gadżetu.
                W naszej kulturze ciało postrzegane jest albo jako twór podrzędny i podejrzany (dziedzictwo podejścia ascetycznego, które nakazywało ciało umartwiać) albo jako obiekt erotycznego pożądania (gdyby przeanalizować np. reklamy, jakie codziennie serwuje nam telewizja czy bilbordy, naprawdę ciężko byłoby wśród nich znaleźć takie, które nie odwołują się do aluzji i skojarzeń o charakterze seksualnym).

                To zdumiewające, że wszystkie wzorce myślowe, jakim podlegamy od dzieciństwa programują nas na postrzeganie głównego narzędzia, przy pomocy którego jesteśmy w stanie odbierać wrażenia oraz uczestniczyć w rzeczywistości, jako czegoś obcego, gorszego, grzesznego. A przecież – bez niego bylibyśmy co najwyżej bezwładnym kawałkiem materii, bez odczuć i wrażeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz