Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poznaj samego siebie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poznaj samego siebie. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 października 2012

Zrzucanie winny na innych


            Jakiś czas temu z moją znajomą i jej córką poszliśmy do parku. Mała była bardzo podekscytowana, cały czas biegała, skakała, właziła na co tylko się dało. Na początku trzeba było pokonać wybrukowaną kocimi łbami drogę. Dziewczynka, mimo że cały czas była proszona o nie bieganie po bruku, dokazywała w najlepsze. W pewnym momencie wywróciła się i oczywiście zaczęła płakać wniebogłosy. „A mówiłam ci, żebyś tu nie biegała” – usłyszała łatwą do przewidzenia sentencję swej mamy. „To bruk mnie wywrócił!” – odparło dziecko.
            Oczywiście, może nas to śmieszyć, ale w gruncie rzeczy wszyscy często stosujemy ten sam mechanizm, aby pozbyć się poczucia winy. Zawsze winny jest ktoś inny lub czynniki zewnętrzne, nigdy ja. Spóźniłem się na ważne spotkanie – winne są korki, nie zaś ja, który wyszedłem za późno. Wróciłem pijany do domu – winni są koledzy, którzy mi stawiali, nie zaś ja, który piłem. Wywołałem kłótnię o jakąś bzdurę – winna jest druga osoba, która mnie sprowokowała, nie zaś ja, który odreagowałem na niej swoją frustrację.
            Dosyć łatwo jest zobaczyć działanie tego mechanizmu w innych. Jednak ujrzenie go w sobie wymaga już kolosalnego wysiłku. A jeśli nawet się uda, to z reguły po czasie, kiedy już się stało, nigdy w tym momencie, gdy właśnie jesteśmy w trakcie zrzucania winy na kogoś innego.
            Konfrontacja z czymś takim w sobie oznacza ujrzenie panoszących się w naszym wnętrzu sprzeczności. Nie chcemy widzieć nieustannej wojny, jaka się w nas samych rozgrywa. Nawet jednak gdybyśmy chcieli, nie jest to takie łatwe. Takie doświadczenie mogłoby być wręcz niszczące dla naszego życia psychicznego.
            Dlatego należałoby zacząć nie tyle może od konfrontacji z prawdziwym obrazem siebie, co od zbudowania dystansu wobec obrazu nieprawdziwego, czyli tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
            Wstępem do tego może być ćwiczenie, które polega na tym, że staramy się w wyobraźni zobaczyć siebie w taki sposób, w jaki widzą nas inni. A więc na przykład przyjrzeć się raz jeszcze sytuacji, w której braliśmy udział, np. sprzeczki z bliską osobą, z perspektywy nie swojej, lecz tego drugiego uczestnika. Ważne, aby przy tym nie próbować ferować żadnych wyroków, nie skupiać się na tym, kto ma rację, kto zaś jej nie ma. Spróbować zobaczyć siebie oczami innej osoby, spróbować przyjąć jej punkt widzenia. I postarać się zrozumieć (znów – nie oceniać!), dlaczego zachowała się tak nie inaczej, dlaczego mówiła to, co mówiła, a przede wszystkim – jak moje zachowanie wyglądało i było odbierane z jej perspektywy.
            To bardzo trudne móc się oddzielić od siebie. Nawet w wyobraźni. Przyzna to każdy, kto uczciwie próbował. Jednak największa ironia sytuacji tkwi w tym, że dopiero takie oddzielenie stanie się początkiem wracania do siebie. Bowiem to, od czego mam się tu oddzielić, bynajmniej nie jest mną.

sobota, 26 maja 2012

Co oznacza samopoznanie?


Co właściwie oznacza samopoznanie? Samo słowo sugeruje pewien ruch do wewnątrz – człowiek poznaje sam siebie. Jest to możliwe oczywiście tylko w taki sposób, że bada on sam siebie, przygląda się sobie. Jak to osiągnąć? Kiedy badamy jakiś obiekt przyglądamy mu się, dotykamy, próbujemy go używać odkrywając, do czego może służyć. Lecz jak można przyjrzeć się samemu sobie? Stanąć przed lustrem? Owszem, coś zobaczymy, ale co? Po pierwsze obraz nie do końca zgodny z pierwowzorem: prawa strona będzie widoczna po lewej, a lewa po prawej. Po drugie, będziemy mogli widzieć jedynie jakiś wycinek zewnętrznego obrazu naszego ciała. A poznać siebie z pewnością znaczy coś więcej niż ujrzeć swój zewnętrzny wizerunek (choć i to będzie bardzo owocne – jeśli naprawdę p o t r a f i m y patrzeć).
Co zatem jeszcze należałoby ujrzeć? Starożytna formuła, tak często przywoływana przez Sokratesa, brzmi: „Poznaj samego siebie”. Widniała ona na frontonie świątyni Apolla w Delfach, lecz być może jest starsza niż cała grecka kultura. Co sugeruje nam starożytna mądrość ukryta w tych słowach? Wydaje się, że chodzi o wgląd w głąb siebie, pewien szczególny rodzaj introspekcji. Możemy przyglądać się swoim reakcjom na różne wydarzenia, działania i słowa innych ludzi, czy nawet – zmiany pogody. Możemy badać mechanizmy, które tymi reakcjami rządzą. Możemy także – na co tak wielki nacisk kładą współcześnie różne nurty psychoanalizy – zacząć uważnie śledzić wspomnienia z przeszłości, szukając w niej czynników odpowiedzialnych za nasze obecne problemy psychiczne czy emocjonalne. Badając siebie w ten sposób zgromadzimy z pewnością wiele bardzo użytecznych danych. Jeśli będziemy robili to w sposób systematyczny i uczciwy, prawdopodobnie uświadomimy sobie jak fałszywy jest nasz obraz siebie, jak to, czym myślimy, że jesteśmy niewiele ma wspólnego z tym, kim naprawdę jesteśmy.
Wszystko powyższe jest z pewnością bardzo ważne, ale czy wyczerpuje to znaczenie słów: „Poznaj samego siebie”? Oczywiście, że nie. Jeśli sięgniemy do jakiejkolwiek tradycji hermetycznej, znajdziemy tam jeszcze jeden bardzo ważny aspekt samopoznania. Otóż człowiek jest mikrokosmosem, to znaczy kosmosem w miniaturze. Mówiąc o tej idei – że istota ludzka stanowi odwzorowanie całego makrokosmosu, nie trzeba się odwoływać zaraz do hermetyzmu. Wystarczy przywołać starotestamentową formułę, wedle której zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo. Oznacza to, że badając siebie człowiek jest w stanie obserwować prawa rządzące wszechświatem. „Jak w górze, tak na dole” – głosi Szmaragdowa Tablica.
Można więc powiedzieć, że najbardziej pożądanym celem samopoznania jest zrozumienie nie tylko siebie, ale także praw rządzących rzeczywistością w różnych jej aspektach. Jest też oczywiste, że osiągnięcie takiego wglądu musi wiązać się z przemianą samego poznającego. Lub inaczej rzecz ujmując – ujrzenie w sobie prawdy o własnej osobie oraz o otaczającej rzeczywistości, w sposób nieunikniony prowadzi do przemiany. Nasz dotychczasowy skrajnie subiektywny sposób postrzegania ustępuje miejsca innemu – bardziej neutralnemu, mniej zabarwionemu różnymi przejętymi nieświadomie od innych przekonaniami, czy gotowymi sądami. Poznając siebie zaczynamy badać, przyglądać się bez uprzedzeń, czyli – nie przyjmując niczego na wiarę, nie zadowalając się mniej lub bardziej wyszukanymi argumentami naszego intelektu. Próbujemy z o b a c z y ć, bez uprzedzeń, bez z góry powziętych sądów. Próbujemy nauczyć się nie wiedzieć niczego z góry.
Próbujemy stać się uważni.