niedziela, 17 czerwca 2012

Być we właściwym miejscu o właściwym czasie


            Chciałbym kontynuować temat bycia tu i teraz, tym razem od nieco innej strony. Moi nauczyciele teatralni James Slowiak i Jairo Cuesta wypracowali kiedyś pewne ćwiczenie, które wykonywałem wraz z innymi wiele razy pod ich okiem. Cztery osoby ustawione w czterech narożnikach wyobrażonego (lub narysowanego na podłodze) kwadratu poruszają się po nim w określonych sekwencjach, których podstawą zawsze jest ruch wzdłuż jednego boków i przekątnej. Mniejsza ze szczegółami, w każdym razie raz na jakiś czas na środku następuje spotkanie dwóch, trzech lub czterech osób. Jedną z ważnych zasad ćwiczenia jest to, że wszyscy spotykający się w ten sposób partnerzy powinni w tym samym czasie znaleźć się w punkcie środkowym kwadratu, dotykając się swymi lewymi ramionami. Ta zasada wynika logicznie z innej – takiej mianowicie, że tempo biegu wszystkich poruszający się po kwadracie jest takie samo. Nie w tym sensie, że się nie zmienia, ale w tym, że każdy jest czujny na resztę biegnących i w każdej sekundzie dostosowuje swoje tempo do reszty. Tak jak muzyk grający w orkiestrze cały czas stara się uważnie słuchać wszystkich pozostałych instrumentów. Kiedy ćwiczenie dobrze „pracuje” pojawia się pewien rodzaj wspólnego rytmu, niezależnego od konkretnej indywidualnej osoby. Tak jak coś spoza nas prowadziło ruch – wystarczy tego słuchać.
            Naszą pracą jest więc w tym ćwiczeniu przede wszystkim wzajemne bycie uważnym: na innych, na siebie i na to, co rodzi się spomiędzy nas. Jeżeli mijam środek kwadratu, zanim inni zdołali tam dotrzeć lub inni są tam, kiedy mi brakuje jeszcze paru centymetrów – jest to jasny komunikat, że zgubiłem swoją uważność i biegnę sam sobie, nie będąc częścią wspólnego procesu. Nie jestem we właściwym miejscu o właściwym czasie. A przez to umyka mi okazja do tego, by zaistniało niezwykłe spotkanie.

            W życiu codziennym prawie nigdy nie jesteśmy we właściwym miejscu o właściwym czasie. Zajmujemy się albo rozpamiętywaniem przeszłości albo marzeniami lub obawami wykraczającymi w przyszłość. Kiedy pojawia się przed nami okazja na coś, nie jesteśmy w stanie jej zauważyć, zajęci właśnie użalaniem się nad sobą albo przeciwnie – udowadnianiem innym jacy jesteśmy wspaniali. Okazja pozostaje niespełniona. Być może uświadomimy sobie że zaistniała, ale wtedy, kiedy ona sama już przeminie. Zawsze za wcześnie lub za późno, nie potrafimy wyczuć właściwego momentu.
            Ponieważ, aby go wyczuć, trzeba w nim być.
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz