piątek, 1 czerwca 2012

Projekcje


            Wyobraźmy sobie następującą sytuację: na imprezie u znajomych poznaję kogoś nowego. Jeszcze nie zamieniłem z nim ani słowa, ale już czuję, że coś mi w tej osobie nie pasuje. Dochodzę do wniosku, że jest nadętym pozerem. Podchodzi i próbuje mnie zagadywać. Ton jego głosu i głupie żarty, z których sam się śmieje, tylko utwierdzają mnie w moim mniemaniu. Ktoś jeszcze zaśmiał się z jego głupiego żartu. Cóż, niektórzy są trwale pozbawieni gustu. Jakimś cudem facet staje się dusza towarzystwa. Rozkręca spotkanie, które zapowiadało się może nieco nudnawo, ale przynajmniej mogłem liczyć na to, że z kimś w spokoju pogadam. Teraz jednak ten nowy ściągnął na siebie uwagę wszystkich. Jak oni mogą się nabierać na takiego pozera? Przecież od razu widać, że on nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Patrzę na to wszystko coraz bardziej zdegustowany. Zaraz, zaraz. Czy mi się wydawało, czy koleś właśnie posłał w moją stronę złośliwy uśmieszek? Rozmawia z moim dobrym kumplem, na pewno obrabia mi równo tyłek. Co za menda. Wychodzę, nie podając mu nawet ręki.
            Przypuśćmy teraz, że na chwilę zyskaliśmy dostęp do myśli i emocji tego drugiego. Przyszedł na spotkanie, na którym nie zna prawie nikogo. Ktoś go zaprosił, nie umiał odmówić. Zobaczył mnie i pomyślał: „O, ten człowiek wydaje się naprawdę interesujący. Chętnie pogadałbym z nim trochę dłużej.” Jest zdenerwowany, co próbuje maskować, opowiadając dowcipy. Śmieje się nerwowo, nie wiedząc, co jeszcze może zrobić, żeby jakoś rozluźnić atmosferę. W końcu ktoś poza nim zaśmiał się z opowiedzianego kawału. Opowiada więc następny. Parę następnych osób się śmieje, tworzy się wokół niego grupka rozbawionych ludzi. Dodaje mu to nieco pewności siebie, dzięki czemu jest w stanie wykrzesać więcej uroku osobistego niż dotychczas. Impreza się rozkręca, co za ulga. Widzi mnie, uśmiecha się do mnie, bo chętnie kontynuowałby naszą przerwaną jakiś czas temu rozmowę. Ja jednak wychodzę bez pożegnania.
            Co tu się wydarzyło? Coś we mnie wyprojektowało na inną osobę cechy, których ona nie posiada. Bardzo prawdopodobne natomiast, że posiadam je ja, a mechanizm projekcji ma mi uniemożliwić ich dostrzeżenie, abym dalej mógł trwać spokojnie i bezpiecznie w niezachwianym dobrym mniemaniu o sobie.
            To naprawdę zdumiewające, ale jeśli uczciwie przyjrzymy się naszym opiniom na temat innych ludzi, znaczna ich większość będzie oparta na projekcjach i różnego rodzaju z góry powziętych uprzedzeniach, nie zaś na realnych przesłankach, najczęściej podszytych negatywnymi emocjami. Żyjemy w świecie iluzji, otaczających nas szczelnym kokonem i zasłaniających widok na znajdującą się tuż przed nami rzeczywistość.
To bardzo rzadkie: spojrzeć na drugą osobę jak na kogoś, kogo nie znamy. O kim nie wiemy nic. Jednak takie spojrzenie – o ile jesteśmy do niego zdolni – ma niezwykłą cechę. Umożliwia prawdziwe spotkanie. Nieznane spotyka nieznane. Zostawiamy za sobą gotowe sądy i opinie. Pozwalamy sobie nie wiedzieć. Pozwalamy sobie zobaczyć kogoś, jakbyśmy widzieli go po raz pierwszy w życiu. I nagle uświadamiamy sobie, że tylko tak patrząc jesteśmy w stanie naprawdę zobaczyć. Zobaczyć drugą osobę. Kogoś żywego. Kogoś innego.
Kogoś, kto za moment zapewne na powrót zmieni się w ekran, na który mój umysł ochoczo wyświetli kolejny zestaw projekcji, które czekają już gotowe do wyemitowania… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz