Każde nasze
działanie potrzebuje określonej ilości energii, aby mogło zostać wykonane.
Dotyczy to tak czynności, które wykonujemy przy użyciu naszego ciała, jak i
wszelkich aktywności psychicznych (emocjonalnych i umysłowych). Gdy pracujemy
fizycznie, po pewnym czasie musimy coś zjeść, aby nie opaść z sił i móc dalej
kontynuować. Tak samo jest, gdy pracujemy intelektualnie. Z pewnością też
każdemu z nas zdarzyło się choć raz w życiu zauważyć jak bardzo wyczerpany jest
po trudnej emocjonalnie rozmowie. Powtórzę raz jeszcze: wszystko, co robimy,
czujemy bądź myślimy pochłania określoną ilość energii.
Nasze ciało
posiada wspaniałą zdolność przyswajania potrzebnej mu energii z różnego rodzaju
pokarmów, które są mu dostarczane. Problem pojawia się wtedy, kiedy nasze
działania pochłaniają więcej energii, niż jest ono w stanie jej wyprodukować.
Nie mamy
świadomości tego, jak wiele energii marnujemy zużywając ją na niepotrzebne
działania, emocje lub fantazje, które wyzwalają się w nas zupełnie
automatycznie. Na przykład jak dużo energii pochłania codziennie nawyk
nieustannego gadulstwa. Mówimy dużo i mówimy nieustannie. Nie tylko wtedy,
kiedy chcemy coś zakomunikować innym, ale także wtedy, gdy nie mamy nic do
powiedzenia, jednak nawykowo prowadzimy rozmowę, gdyż po prostu nie potrafimy
milczeć. Kolejna rzecz, która pochłania ogromne ilości naszej energii to
nieadekwatne do sytuacji napięcia mięśniowe. Ponieważ dawno zatraciliśmy
poczucie własnego ciała, nie mamy na ogół świadomości tego, jak bardzo spięte
są pewne partie naszego ciała. Często, aby podnieść do ust szklankę z wodą
zużywamy na to energię, której starczyłoby na przeniesienie paru worków
cementu.
Sytuacją, w
której doskonale można zaobserwować to, ile energii zużywają różne nasze
działania, jest tak zwany kac. Mówię o potężnym bólu głowy oraz ogromnym
osłabieniu ciała, kiedy to leżymy plackiem na łóżku i nawet tak prosta czynność
jak przekręcenia się na bok wydaje się wysiłkiem na miarę startu w maratonie
olimpijskim. Zauważmy, ile wtedy kosztuje nas wypowiedzenie choćby krótkiego
zdania. W tym stanie także nasze mięśnie będą mniej spięte niż na co dzień. W
sytuacji krytycznej ciało odzyskuje kontrolę nad sobą i natychmiast redukuje
wszystkie niepotrzebne napięcia, bo po prostu nie dysponuje energią na to, aby
je podtrzymywać. Podobnie dzieje się po ogromnym wysiłku fizycznym – wtedy
także większość napięć w naszym ciele po prostu się rozluźnia.
Pierwszym
krokiem do tego, by zacząć bardziej ekonomicznie gospodarować swoją energią
jest zaobserwowanie na co ją tracimy i w jakich ilościach. Dlatego najpierw
należy nauczyć się to obserwować. Ile energii i jakiej uszło ze mnie po
godzinie rozmowy o niczym ze znajomymi? Jak wiele jej straciłem na
nienaturalnie napięte mięśnie ramion i karku, po tym jak zacząłem się spieszyć,
aby zdążyć zrobić coś, co powinienem skończyć już dawno temu? I tak dalej i tak
dalej.
Kiedy
jesteśmy już w stanie obserwować to, o czym mowa, następnym etapem będzie
powstrzymywanie się od reakcji.
Bowiem wszystkie te sytuacje, w których jakieś działanie zabiera nam więcej
energii niż potrzebowałoby w normalnych warunkach, związane są z nawykowym
reagowaniem na różne bodźce. Na przykład: czuję presję czasu – chcę coś zrobić
jak najszybciej – nawykowo spinam mięśnie karku i ramion oraz zaczynam myśleć
bardzo chaotycznie. Zamiast reagować natychmiast, mogę dać sobie chwilę czasu,
na to, aby spokojnie przyjrzeć się sytuacji i spróbować ustalić jakich działań
ona potrzebuje. Na pewno nie spięcia mięśni, czy chaotycznie rozbieganych
myśli. Co należy zrobić najpierw? To i to. Dobrze. Za chwilę zrobię to i to.
Postaram się przy tym nie napinać mięśni (obserwuję je i próbuję rozluźnić,
kiedy tylko poczuję jak zaczynają mimowolnie się napinać) oraz nie wpadać w myślową
panikę. Staram się wykonać jedną rzecz w jednym czasie, nie zaś wszystko na
raz. Po kolei. Ustalam co najpierw, co potem, która czynność nastąpi po której.
Kiedy wiem już precyzyjnie, co mam robić i w jakiej kolejności – dopiero wtedy
zaczynam działać.
Dobrym
ćwiczeniem na nie-reagowanie będzie znalezienie codziennie dziesięciu minut na
to, aby zostawić wszystkie nasze bieżące sprawy i pobyć sam na sam ze sobą.
Można usiąść lub się położyć. W miarę możliwości zredukować wszelki hałas
(wyłączyć telewizor, radio, czy sprzęt grający) i spróbować przez dziesięć
minut nie robić nic innego jak tylko poczuć swoje ciało i obserwować myśli (nie
angażując się w nie – po prostu oglądać je jak obrazy w kinie).
Choć może
wydawać się to łatwe dla tych, którzy jeszcze nie próbowali, ćwiczenie jest w
istocie bardzo trudne. Z początku owe dziesięć minut będzie wydawać się trudną
do zniesienia wiecznością, a wszystkie nasze nawyki będą robiły co w ich mocy,
aby odciągnąć naszą uwagę i sprawić, byśmy zareagowali (na przykład pomyśleli o
czymś nieprzyjemnym, co ma się wydarzyć i zaczęli się tego bać, napinając od
razu mięśnie, czy czując jak przyspiesza bicie naszego serca). Z czasem jednak
powinno być coraz łatwiej.
Wykonując regularnie to proste
ćwiczenie będziemy w stanie po pewnym czasie zaobserwować, jak wiele energii
jesteśmy w stanie oszczędzić, nie reagując nawykowo na bodźce, których pełne
jest nasze współczesne życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz